Nikt tego nie jest w stanie ogarnąć, ale brniemy. I tak mamy o wiele lepiej od ciebie, nieważne co by się nam stało. Niemniej jednak trzymamy kciuki. A postęp jest, to ważne. Małymi kroczkami wracamy do normalności (jeżeli w ogóle można do niej wrócić). Tylko ile to będzie trwać? Rok, dwa, pięć...? Nie wiem, to wszystko wydaje się być jakimś koszmarem. Gdzieś we mnie głęboko siedzi ta nadzieja w twoje bezgraniczne, idiotyczne szczęście, które pomimo tego pecha do życia powoduje, że zawsze ci się usrywa. Tym razem też tak będzie, czuję to.
Codziennie rano jak się budzę, mam nadzieję, ze to wszystko to był głupi sen. A nie, że minął już tydzień, a w zasadzie jest tylko niewiele lepiej. Nie ogarniam, nie jestem w stanie. Nie wiem, po prostu nie wiem, jak moglibyśmy funkcjonować... No. Wiadomo, czarne myśli atakują ze wszystkich stron. Ta wizja jest zbyt straszna, a moja wiedza biologiczno-chemiczna tylko utrudnia mi wiarę w to, że happy ending w takich sytuacjach też istnieje.
Wiara czyni cuda, tak mawiają ludzie. Ja tam wierzę w karmę. A złym człowiekiem nie jesteś, więc karma jest po twojej stronie.
Kochamy cię, jesteśmy z tobą. Tak robią przyjaciele <3
Prawię się powyłam, tak smutno. ;C
OdpowiedzUsuńMusi być dobrze, Seś, my tutaj trzymamy kciuki i wiemy, że ending, jeśli nie jest happy, to nie jest żadnym endingiem.
:*
Tak robią przyjaciele <3
OdpowiedzUsuń- Jools